czwartek, 13 grudnia 2012

4 i pół miesiąca w Niemczech (pisane podczas pobytu w Serbii xD).


Obecnie przebywam w Serbii na wygnaniu internetowym (kto to widział, żeby w hotelu w XXI wieku nie było darmowego wi-fi?), ale udało mi się (cudem i z narażeniem życia ;) ) zakupić hasełko umożliwiające czasowy dostęp do sieci (jedyne 3000 dinarów, okazja!), wiec oto jestem. Z nowymi zabawnymi faktami, bo tylko to nie wymaga ładowania zdjęć. ;)

Fakt 1.
Moje najnowsze odkrycie – czyli kalendarz adwentowy. Prawdopodobnie w Polsce jest tak samo, a ja po prostu nigdy się wcześniej nad tym nie zastanawiałam, ale okazuje się, że nie ma on tylu okienek, ile naprawdę jest dni adwentu, tylko dwadzieścia cztery, zaczynając od 1. grudnia. Dziwna sprawa, ale pewnie nie powinno mnie to zaskoczyć – Niemcy nie są jakoś szczególnie religijni, a kalendarz adwentowy to raczej kwestia tradycji. Z tego powodu są one naprawdę bardzo popularne – każde dziecko bez wyjątku ma co najmniej jeden („nasze” dzieci mają dwa – jeden w domu, a drugi w Buntem Hausie :) ).
Fakt 2.
Uwaga, uwaga… Niemcy myją ręce zimną wodą. W muzeach i wszelakich knajpach notorycznie zdarza się, że z kurka leci tylko lodowaty strumień i nikomu zdaje się to nie przeszkadzać. Oczywiście samo to nie stanowi dowodu mojej tezy - mogliby przecież po prostu się tym nie przejmować, a w domu myć ręce wrzątkiem, gdyby nie to, że w Buntes Hausie, gdzie można wybrać zimną albo ciepłą wodę… zawsze natykam się na kran przekręcony w stronę niebieskiego kółeczka. W grudniu!
Fakt 3.
Drugi szokujący zwyczaj dnia codziennego w Niemczech – myjąc naczynia, nie opłukuje się ich z płynu. Po przejechaniu gąbką stawia się je na suszarce/wyciera ścierką. Fertig
Fakt 4.
Wiecie już, że w Oldenburgu było sporo rowerów. A dlaczego? Bo Niemcy to kraj ścieżek rowerowych – są wytyczone wzdłuż każdej praktycznie ulicy w miastach (zdarza się, że nie wydziela się ich z chodnika jak w Polsce, ale stanowią po prostu dodatkowy pas na drodze), a po drogach lokalnych na dwóch kółkach można poruszać się bez problemu. Jest to jedna z rzeczy, których Niemcom zazdroszczę. :)
Fakt 5.
Inną taką rzeczą jest tzw. Ausbildung – tutaj nie każdy musi studiować, zamiast tego daje mu się możliwość zdobycia wykształcenia w interesującym go zawodzie. Na dodatek, takie wykształcenie często można zdobywać już w firmie, w której w przyszłości będzie się pracować po uzyskaniu dyplomu – dzięki temu dużo jest zajęć praktycznych. Ja na przykład, gdybym była Niemką, zrobiłabym Ausbildung jako konduktorka Deutsche Bahn. :)
Fakt 6.
Z rodzaju „zabawne nazwy”. Zgadnijcie, jak nazywa się tutaj jedna z ważniejszych nagród filmowych? A kojarzycie pewnego sympatycznego jelonka z filmów Disney’a? Taaaaak, ta nagroda to Bambi. ;)
Fakt 7.
W Polsce swego czasu prowadzono kampanię informacyjną, że klient zawsze powinien się domagać paragonu po dokonaniu transakcji. W Niemczech natomiast kasjerzy często pytają „Chciałaby pani dostać rachunek?”. Jeśli powie się „nie” – nikt nie robi z tego problemu i do domu idzie się bez zbędnego papierkowego balastu w torbie pełnej zakupów. ;)
Fakt 8.
Bardzo podoba mi się to, że w Niemcy generalnie ufają innym ludziom. Wieczorem w  środku ciemnej uliczki można spotkać rzęsiście oświetlony sklep z wystawionymi na zewnątrz stojakami z pocztówkami, bo nikt nie martwi się na zapas, że ktoś może je ukraść. Inny przykład: w metrze nie ma bramek. Generalnie wierzy się, że pasażerowie skasowali bilet. A jeśli nie – kontroler złapie ich prędzej czy później. ;)
Fakt 9.
Specyficznym dowodem na powyższy Fakt jest to, że przed toaletami w miejscach publicznych wystawione są talerzyki i karteczka z sugerowaną opłatą. Nic nowego, powiecie, w Polsce też można się na coś takiego natknąć. Zgoda, ale większość Polaków nie zostawia tam nawet 10 groszy – a praktycznie każdy Niemiec kładzie na talerzyku monetę. Widzimy więc, że zaufanie działa w dwie strony – ja zostawię talerzyk i będę ufał, że zapłacisz, ty położysz na nim pieniążek, bo doceniasz, że ci zaufałem.
Fakt 10.
Na koniec coś zabawnego – w Berlinie tyle się dzieje (i tyle mam podróży do zaplanowania… ;) ), że musiałam stworzyć sobie konto na teuxdeux, czyli internetowym planerze. Bardzo wygodna sprawa, dzięki temu o niczym nie zapominam. ;) Dla gadżeciarzy – można również ściągnąć sobie aplikację teuxdeux na telefon. ;)