piątek, 18 stycznia 2013

Kulinarnie po Niemczech.

Dziś znów post o jedzeniu – tym razem jest on jednak częścią szerszej akcji, bo stanowi realizację zadania styczniowego dla członkiń Klubu "Polki na obczyźnie”, do którego dołączyłam niedawno. Jako że dostałyśmy pewne wytyczne, jak taka jedzeniowa notka powinna mniej więcej wyglądać, niektóre informacje z poprzedniego posta pewnie się powtórzą. Ale będzie też tutaj kilka nowości, więc zapraszam do lektury. :)

Ocena ogólna
Szczerze mówiąc, tradycyjne niemieckie jedzenie niezbyt trafia w mój gust – tłuste mięso, kapusta i ziemniaki to nie mój styl (chyba że wykorzystuje się je do robienia pierogów ;) ). Nowocześni Niemcy chyba się ze mną zgadzają, bo powoli odchodzą od typowych dla swojego kraju ciężkich potraw na rzecz dań lekkostrawnych inspirowanych kuchnią śródziemnomorską – a przynajmniej czyni tak klasa średnia, która generalnie ma fizia na punkcie zdrowego odżywiania. Stąd bierze się też niemiecka mania na produkty bio – które są tutaj dostępne dla każdego, bo są niewiele droższe od normalnego jedzenia. Oczywiście, grupa tradycjonalistów jest wciąż silna – ale póki serwowane jest piwo, jedzenie nie jest już tak ważne. ;) Nie należy także zapominać, że Niemcy są federacją, a różnice pomiędzy poszczególnymi regionami są dość spore, także pod względem kuchni. Dlatego przygotowując moje menu, skupiłam się na tym z czego słynie Berlin - to właśnie z tego powodu co druga potrawa jest parówką. ;)

Currywurst.

Moje subiektywne berlińskie menu

Śniadanie 
Świeże pieczywo razowe, szynka szwarcwaldzka, łosoś z Morza Północnego, żółty ser, pomidory, ogórki, jajko 
[wszystko w wersji bio, oczywiście ;) ]

Przystawka
[czyli po prostu nasze polskie parówki. Serwowane na ciepło, najczęściej z musztardą, stanowią jeden z trzech rodzajów kiełbasek typowych dla stolicy Niemiec.]

Lunch
Currywurst
[codzienny fast food do kupienia w praktycznie każdej ulicznej budce i najsłynniejsza berlińska potrawa. Jest to smażona kiełbaska polana keczupem i posypana curry, często serwowana z dodatkiem frytek (Pommes) albo bułki. Zdecydowanie mój numer jeden w Berlinie. :) ]

Obiad
[golonka z kiszoną kapustą. Nie mogę się wypowiedzieć na jej temat, bo nigdy jej nie próbowałam, ale najwyraźniej jest to najlepsza zagrycha do piwa pitego latem w jednym z licznych berlińskich ogródków piwnych (Biergarten). ;)]

Deser
Berliner 
[kolejny berliński specjał – jak sama nazwa wskazuje. ;) Szczerze mówiąc, nie jest to nic szczególnego, po prostu zwykły pączek. Sławę zyskał, kiedy John F. Kennedy podczas swojej wizyty w Berlinie Zachodnim chciał pokazać, ze identyfikuje się z podzielonym narodem niemieckim i powiedział w swoim przemówieniu przed ratuszem w Schöneberg: „Ich bin ein Berliner”. Miał na myśli, że jest berlińczykiem, ale używając rodzajnika przed rzeczownikiem oświadczył, że jest… pączkiem. :) ]

Kolacja
[ostatnia z berlińskich kiełbasek. Tym razem biała, serwowana w bułce z keczupem lub musztardą. Osobiście za nią nie przepadam, ale będąc w Niemczech trzeba sobie samodzielnie wyrobić zdanie na jej temat. ;) ]

Napoje
Berliner Weisse (rot oder grün)
[piwo z sokiem w wersji czerwonej (syrop malinowy) i zielonej (syrop z… marzanki wonnej ;) ). Smaczne i do kupienia nie tylko w knajpach – w sklepach znajdziemy specjalny rodzaj piwa Berliner Kindl i malutkie pudełka z syropami do przygotowania tego napoju w domu. :) ]

Dodatkowo w menu potrawa, która nie do końca jest typowo niemieckim specjałem, ale na stałe zagościła w berlińskich żołądkach, czyli…
[zwany u nas kebabem. ;) Są tu tak samo popularne jak w Polsce (a nawet bardziej), ale tutaj przynajmniej mają rację bytu, bo mniejszość turecka w Niemczech jest naprawdę duża. Jak dla mnie zaletą niemieckich kebabów jest to, że pokojowo egzystują sobie obok Currywurst i innych typowych berlińskich specjałów, nie wypierając ich ze sprzedaży, jak to ma miejsce w Polsce z naszym swojskim fast foodem, czyli zapiekanką. ;) ]

Berliner.

Zwyczaje żywieniowe Niemców
Jeśli chodzi o niemieckie zwyczaje żywieniowe to sprawa jest prosta – dzień zaczyna się śniadaniem, około 12:00 je się lunch (jak na mój gust jest to normalny obiad, ale co ja mogę wiedzieć… ;) ), około 16:00 tradycyjnie odbywa się Kaffee und Kuchen (kawa i ciasto), a wieczorem spożywa kolację (czyli drugi obiad, według mnie ;) ). Z tego co widzę, Niemcy chętnie jadają w domach wspólnie z przyjaciółmi, ale często wychodzą też do restauracji na obiad czy kolację – jednak trudno mi się o tym wypowiadać, bo moje doświadczenia w tej kwestii są dość ograniczone. ;)

Kuchnia niemiecka i ja
Niemiecka kuchnia raczej nie zagościła na moim stole na stałe – jak już pisałam, nie przepadam za tłustymi mięsami, z których ona słynie. ;) Co innego mój współlokator z Serbii, który regularnie przyrządza dla siebie golonkę, a od czasu do czas piecze nawet sztrudel. Jest jednak jedna rzecz, która łączy nas oboje z tradycyjną niemiecką kuchnią – i on, i ja chętnie popijamy piwo do obiadu. ;)

Berliner Kindl Weisse w wersji zielonej i oktoberfestowe piwo Paulanera.

Polecanki
Na koniec kilka rekomendacji co do tego, gdzie warto wybrać się w Berlinie, żeby zjeść. Nie mam zbyt dużego doświadczenia na tym polu, gdyż przeważnie jadam w domu, ale zdecydowanie mogę polecić dwa miejsca -  a raczej dwa wydarzenia. Pierwsze z nich to Naschmarkt, czyli „targ dla łasuchów”, który odbywa się co jakiś czas w Markthalle Neun na Kreuzbergu; drugie to Maybachufer Wochenmarkt – targ mający miejsce dwa razy w tygodniu na brzegu Sprewy gdzie można zaopatrzyć się w tureckie specjały (strona organizatorów). Ostatnim miejscem, gdzie warto zjeść w Berlinie jest Prinzessinengarten, czyli jeden z berlińskich projektów urban gardening, który może poszczycić się własną stołówką. Ta propozycja to coś zwłaszcza dla tych, którzy cenią sobie zdrowy styl życia. :)
A gdyby ktoś potrzebował  listy z prawdziwymi knajpami to polecam ten blog. ;)

Stołówka w Prinzessinnengarten.

Tak oto dobrnęliśmy do końca tej notki. Mam nadzieję, że się podobało i że nie jesteście zbyt głodni po przeczytaniu o tych wszystkich przysmakach. ;)