sobota, 9 lutego 2013

Dzień 3. Matka Armenii, Erywań.

Z „Dziennika podróży”:
Droga do Matki Armenii okazuje się jednak trudniejsza do pokonania niż myślałam. Jakoś w połowie drogi muszę zatrzymać się na moment, by przygotować się mentalnie na walkę z erewańskim ruchem ulicznym – mam do pokonania jezdnię bez pasów dla pieszych, z trzema pasami ruchu w jedną stronę i z mnóstwem samochodów zaraz obok zakrętu znacznie ograniczającego widoczność. Na szczęście na środku drogi znajduje się pas z martwą strefą, wiec biorę to wyzwanie na dwa razy i bezpiecznie przechodzę na drugą stronę. Wchodzę do parku, gdzie znajduje się pomnik i okazuje się, że nie ma tam nikogo oprócz mnie. Jestem sama. Do czasu – na dawnym tarasie nieczynnego „Baru & Disco”spotykam parę, która tańczy w rytm słyszanej tylko przez siebie melodii. Po chwili docieram do Matki Armenii i okazuje się, że z boku wygląda ona tak, jakby grała na gitarze. ;) W drodze powrotnej przechodzę przez nieczynny zimą lunapark.

To właśnie to miejsce, w którym przejście na drugą stronę sprawiło mi taką trudność.
 Z parku rozciąga się niezły widok na miasto - jeśli nie ma mgły. ;)
 Przy ścieżce można zobaczyć różne pomniki - jeszcze z czasów sowieckich.
 Najbardziej urocze wyznanie miłosne świata. :D
 Znów "widok"... ;)
 ... i znów wyznanie miłości - ale tym razem już nie tak zabawne.
 Nieliczni spacerowicze.
 Szyld "Baru & Disco" oraz Matka Armenii w tle.
 Gdzieś pomiędzy chmurami można dostrzec wieżę telewizyjną. ;)
 A tu sama nie wiem, co miało być widać. ;)
 Matka Armenii w całej swojej okazałości...
 ... i z bliska.
 Nicość za barierką. ;)
 Kiedy podchodziło się bliżej, coś się z niej jednak wyłaniało. ;)
 W podnóżu pomnika mieści się muzeum militarne, do którego prowadzą takie drzwi.
 Matka Armenii grająca na gitarze. ;)))
 Dookoła pomnika znajdują się różne czołgi i inne rakiety czy samoloty.
 No i na koniec - kilka zdjęć z pobliskiego lunaparku.

PS. Notka uzupełniająca u Dajany.