wtorek, 19 marca 2013

Bunte Schokowelt Ritter Sport.

Planując zwiedzanie Berlina z Dajaną, nie mogłam oczywiście opuścić miejsc związanych z czekoladą. ;) Tym oto sposobem zawędrowałyśmy pewnego dnia do Kolorowego Świata Ritter Sport mieszczącego się w okolicach Gendarmenmarkt. Dzięki filmowi prezentowanemu w tym sklepie firmowym rozwiązałam wreszcie nurtująca mnie od dawna zagadkę - a mianowicie, skąd wzięła się nazwa tego najsłynniejszego chyba (obok żelków Haribo) niemieckiego słodycza. Otóż, okazuje się, że na genialny pomysł wpadła jak zwykle kobieta. ;) To właśnie Clara Ritter w małej miejscowości na południu Niemiec, gdzie często dobywały się mecze piłki nożnej, a ich widzowie uwielbiali jeść czekoladę podczas kibicowania, wymyśliła innowacyjny kształt Ritter Sportów - zwykłe tabliczki nie mieściły się kibicom w kieszeniach kurtek, a kwadratowe pasowały do nich idealnie. Tak też powstała nazwa - od nazwiska twórczyni i generalnej nazwy rzeczy, która ją zainspirowała. :)

Wejście do sklepu. Słynny widok stosu czekolad na fladze na zewnątrz i ich ogromna replika wewnątrz.
 Na wejściu powitały nas czekoladowe jaja wielkanocne. ;)
 W budynku znajduje się sklep, w którym oprócz różnych rodzajów czekolad można także kupić firmowe gadżety.
 Czekolada "Berlinie, kocham cię"... ;)
... i reszta sklepowej oferty. 
 Witamy w Niemczech - czekolady w wersji bio...
 ... oraz bez laktozy i glutenu. ;)
Sklepową kasę trudno było dojrzeć zza wspomnianego już gigantycznego stosu czekolad. ;)
 Czekoladowy metr wypełniony minitabliczkami oraz Wandzia z berlińskim misiem znajdującym się w budynku.
Widok z ruchomych schodów na sklep...
... którymi wjechałyśmy na pierwsze piętro, gdzie znajduje się muzeum czekolady.
 Jest naprawdę malutkie, ale i tak można się sporo ciekawych rzeczy dowiedzieć. ;)
 Fotka pamiątkowa. "Tak śmieje się człowiek tylko w Kolorowym Świecie Czekolady w Berlinie".
 Na piętrze znajduje się też kawiarnia.
 W placówce można także zaprojektować swoją własną czekoladę. Najpierw płaci się za tę przyjemność 3,90 euro przy kasie...
 ... potem wybiera rodzaj czekolady i trzy dodatki...
 ... a następnie zamówiona przez nas tabliczka zostaje przygotowana przez pracowników firmy.
 Następnie wkłada się ją do lodówki, a my musimy poczekać pół godziny, przebierając nogami z niecierpliwości. ;)
 Tak prezentuje się gotowy produkt przed zapakowaniem. Po lewej moja tabliczka (czekolada mleczna, żelki misie, marshmallowsy, fasolki owocowe), po prawej - Dajany (czekolada mleczna, prażone migdały, muesli, chrupiące kuleczki).
 Ledwo pamiętałam o tym, żeby zrobić jeszcze jedno zdjęcie przed zjedzeniem mojej czekolady. Pychota! :)