niedziela, 24 marca 2013

Dzień 15. Wieczorne Tbilisi.

Z „Dziennika podróży”:
Po wyjściu z knajpy dochodzi do przykrego dla mnie incydentu – pewna kobieta żebrząca pod restauracją natarczywie domaga się ode mnie pieniędzy, słysząc, że rozmawiamy po angielsku. Odmawiam, ale ona nie przyjmuje tego do wiadomości i łapie mnie w pasie, wciąż domagając się pieniędzy. Jakoś udaje mi się wyrwać z jej rąk, ale sytuacja pozostawia niesmak. Zdaje się, że Margo jest bardzo przykro, że musiałam być świadkiem czegoś takiego. Ściemnia się, więc odprowadzam ją na przystanek, a potem ruszam znów w stronę kolejki linowej. Dobrze pamiętam, jak pięknie wyglądało Tbilisi, gdy widziałam je po raz pierwszy, więc teraz chcę przyjrzeć mu się z góry. Przeczucie mnie nie myliło – miasto zapiera dech w piersiach, ale jadąc na szczyt przeżyłam moment grozy, kiedy silny wiatr rozbujał wagonik, który stanął potem nagle w połowie drogi i kołysał się tak przez jakiś czas, a zza okien dochodził do jego wnętrza tylko świst wichru. Na dodatek moimi towarzyszami byli dwaj żwawi chłopcy, którzy początkowo dokazywali, ale w tej sytuacji pełnej grozy umilkli i zaczęli spoglądać po sobie z czystym przerażeniem w oczach. Na szczęście po chwili wagonik ruszył na górę i wszyscy troje odetchnęliśmy z ulgą. W dół miałam również zjechać kolejką, ale postanawiam odpuścić sobie taką wątpliwą w tych warunkach atmosferycznych atrakcję i ruszam na pieszo, by złapać metro do mieszkania mojej hostki, z którego mam odebrać bagaż przed ruszeniem na lotnisko. Czekam tam do czwartej nad ranem na samolot (w nocy nie ma tam żadnego transportu oprócz drogich taksówek, więc postanawiam pojechać tam wieczorem ostatnim autobusem i się tam przespać). Okazuje się, że ta decyzja ma swoje zalety i wady – oszczędzam sporo pieniędzy, ale nie mogę zasnąć, bo siedzenia na lotnisku są bardzo niewygodne, a jakiś podróżny przez bite pół godziny obkleja swoją materiałową torbę taśmą klejącą, szeleszcząc przy tym niemiłosiernie (informuję świat na Facebooku o tym zdarzeniu, kradnąc Internet od biura sprzedaży Belavia Airlines – hot spot „Tbilisi loves you” wciąż nie działa). W akcie desperacji chcę już położyć się na sztucznej trawce pod schodami ruchomymi, ale okazuje się, że ubiegło mnie już jakieś 6 osób i brakuje miejsca – są to podróżni i bezdomni w stosunku pół na pół. ;)  Czekam więc bezsennie pięć godzin na samolot do Warszawy, a potem jestem tam zmęczona, że przesypiam cały lot, przegapiając nawet rozdawanie napojów i kanapek. ;)


Po drodze na przystanek (minęłyśmy wtedy kolejną "miłość"! :) ). 
Kierując się w stronę kolejki linowej.
Z drugą wizytą na dziwnym moście. ;)
Widok na miasto z góry.
Dwie fotki zrobione podczas pieszej drogi w dół. 
I na koniec - śpiący na lotnisku. ;)