piątek, 31 maja 2013

Lomoberlin.

 Konstrukcja makaronikowa na Naschmarktcie.
 Krzaki pod Aldim w Hellersdorfie.
 Trabant, który regularnie parkuje w mojej okolicy.
 Stacja U-Bahnu na Kreuzbergu.
 Katedra Berlińska po raz drugi.
 "Kwiaty w S-Bahnie" napisane z błędem.
 I na koniec - Wieża Telewizyjna z czubkiem ginącym we mgle.

wtorek, 28 maja 2013

Karneval der Kulturen.

Karnawał Kultur to obywający się na Kreuzbergu coroczny festiwal na cześć mieszkańców Berlina pochodzących z różnych stron świata. Najciekawszą jego częścią jest ogromna parada, podczas której prezentowane są kultury berlińczyków - i to nie tylko te tradycyjne rozumiane (peruwiańska, szkocka, japońska itd.), ale także takie jak kultura wegetariańska czy... inżynierska. ;) Najlepiej bawili się Nepalczycy, szli po prostu za ciężarówką, na której ustawiono głośniki i wszyscy głośno śpiewali nepalskie hity, skacząc i tańcząc. Nogi aż same się podrywały do tańca. ;) Reszta uczestników parady szła z dość grobowymi minami, co mnie zaskoczyło, bo przecież Karnawał powinien być radosnym świętem. No i smutno mi było trochę, że Polska nie miała żadnej reprezentacji (oprócz jednej dziewczyny z napisem "Polska" na koszulce wśród członków AIESEC-u), bo przecież jest nas tu naprawdę sporo i warto by się było zaprezentować. ;)

Tłum oczekujący na rozpoczęcie parady...
 ... i już są! :)
 Gigantyczna żaba pijąca wodę z butelki przez szyję. ;)
 "Inżynierowie bez granic". ;)
 Niemieccy nastolatkowie postanowili zaprezentować również japońską popkulturę... ;)
 Po lewej przykład germanizacji Boliwianki. ;)
 I na koniec - ciężarówka mojej organizacji (na czas Karnawału zorganizowaliśmy wymianę młodzieżową z Serbią). Mieliśmy i muzyków, i konfetti, i tłum, który ruszył za nami w tańczącym pochodzie. Jednym słowem - sukces. :)

niedziela, 26 maja 2013

Lomoarmenia.

W drodze z Tbilisi do Erywania.
 W autobusie w Erywaniu.
 Pranie rozwieszone przed blokiem Dajany.
 Blokowa multiekspozycja.
 Widok na nicość u stóp Matki Armenii.
 Targ w dzielnicy Erywania zwanej "Bangladesz", gdzie poszłyśmy szukać butów.
 Gdzieś w Armenii podczas naszych autostopowych wypraw.
 I na koniec - budka rzeźnika w Artaszacie. Proces sprzedaży mięsa w tym kraju jest fascynujący, pamiętam, jak nie mogłam od niego oderwać oczu w Armawirze. :)