wtorek, 14 maja 2013

Prenzlauer Berg.

Słyszeliście kiedyś takie pojęcie jak "gentryfikacja"? Prawdopodobnie nie, ale jest to jedno z najczęściej wymawianych przez berlińczyków słów. Oznacza ono proces, w którym dzielnice zamieszkane dotychczas przez uboższych ludzi stają się nagle celem przeprowadzek ludzi zamożnych, co prowadzi do podwyżek czynszów i w konsekwencji do konieczności wyprowadzki osób o niższym statusie materialnym. Dzisiejszy Berlin jest właśnie areną, na której rozgrywa się ten proces, a jednym z lepszych przykładów jego przebiegu jest Prenzlauer Berg – kiedyś dzielnica Berlina Wschodniego pełna zrujnowanych kamienic, studentów i artystów, a dziś skupisko odnowionych budynków, w których mieszkają przeważnie młodzi rodzice z klasy średniej z małymi dziećmi, anglojęzyczni imigranci i pary homoseksualne po trzydziestce. Czyli coś jak Hellersdorf dla bogatych. ;) Na spacer po Prenzlauer Bergu wybrałam się w niedzielę po sobocie spędzonej w Kreuzbergu, co spowodowane było moim umiłowaniem wszelakich kontrastów. Nagły przeskok z zapchanej turystami i imprezowiczami przereklamowanej okolicy, która ma być dzielnicą kultury alternatywnej do uroczej krainy pastelowych kamienic u niejednego mógłby wywołać objawy szoku kulturowego. Bo w Prenzlauer jest tak swojsko, że aż głupio chodzić z aparatem na szyi – sprawia on, że czujemy się jak intruz wchodzący z buciorami do czyjegoś domu. W niedzielne słoneczne popołudnie wszyscy przesiadują tutaj przy kawiarnianych stolikach powystawianych na ulice, jeżdżą na rowerach po okolicy, chodzą na spacery ze swoimi dziećmi albo obiadują, siedząc na balkonach, które pełnią funkcję ogrodu. Zachęcona ogólną leniwą atmosferą kupuję sobie loda w jednej z licznych organicznych lodziarni – biedne dzieci rodziców, którzy mają zbyt wiele pieniędzy i czasu, by czytać o zdrowym odżywianiu, bo lody okazały się niezbyt dobre. Na dodatek skusiły mnie marcepanowe oraz… rabarbarowe (der Rhabarber) i ilość niemieckich „r” do wypowiedzenia w tym słowie o mało mnie nie zabiła. Ale nie było tak źle, sprzedawczyni zrozumiała mnie już za drugim razem. ;)