poniedziałek, 1 grudnia 2014

Góra Krzyży/Kryžių kalnas.

Ostatnim miejscem, które odwiedziłam na Litwie, była Góra Krzyży. Powiedzmy sobie szczerze - to właśnie to miejsce zainspirowało mnie do odbycia podróży na północ. A wszystko zaczęło się od tego zdjęcia na allthingseurope, które zwróciło moją uwagę na tyle, że doszłam do wniosku, że koniecznie muszę tam pojechać. No i jakieś dwa lata później tak też się stało. ;)

Pewne trudności logistyczne sprawia dojazd do Góry Krzyży, ale dla chcącego nic trudnego. ;) Ja poradziłam sobie tak: z Wilna dostałam się do Szawli (lit. Šiauliai) pociągiem (studenci dostają zniżkę po okazaniu karty ISIC), gdzie miałam przyjemność siedzieć na przeciwko pani w średnim wieku, która okazała się moją imienniczką i z którą wdałam się w długą rozmowę. Okazało się, że pracuje ona jako konsultantka Coral Clubu, więc zrobiła mi nawet wstępne badanie diagnozujące, a na koniec trzygodzinnej wspólnej jazdy załatwiła mi w Szawlach przewodniczkę... w postaci przypadkowej babinki, która akurat odbierała jakiś pakunek od mężczyzny siedzącego koło nas w przedziale. :D Babinka nie wiedziała dokładnie, gdzie jest to miejsce, którego szukam, a na dodatek mówiła tylko po rosyjsku, ale, mając koniec języka za przewodnika, udało się jej mnie tam doprowadzić. A miejscem tym była informacja turystyczna, gdzie... wynajęłam rower, a następnie odbyłam przyjemną dziesięciokilometrową przejażdżkę do Góry Krzyży. :) Zdecydowanie robi ona na człowieku spore wrażenie... kiedy uda mu się wpasować w moment pomiędzy jedną wycieczką niemieckich emerytów a drugą - japońskich turystów. ;) Sporo jest też polskich akcentów, można też się natknąć na... ormiański chaczkar. :)

Potem wróciłam rowerem do Szawli i udałam się na spacer po mieście. Nie ma tam za wiele do zobaczenia, ale zwiedziłam Muzeum Rowerów, gdzie szczególnie do gustu przypadły mi jednoślady... drewniane oraz metalowe. :) Odwiedziłam też miejscowy cmentarz (oczywiście) i znalazłam tam sporo starych polskich nagrobków. Byłam też nad jeziorem, gdzie stoi absurdalnie wielka metalowa figura lisa - jest naprawdę fascynująca, zapewniam Was. ;) Na koniec udałam się do sklepu, gdzie za ostatnie lity kupiłam sobie dziugasa (od 1 stycznia na Litwie zacznie obowiązywać euro). 

A po tym wszystkim... wyruszyłam w drogę do Rygi, o której przeczytacie w kolejnym poście. :)

Nabiał, czyli moje pociągowe śniadanie. ;) Na Litwie można dostać zaskakująco dużo polskich produktów - jak na przykład jogurty "Polskie smaki". xDD Są tam też batoniki twarogowe (które ja nazywam z ukraińska "syrki", bo to tam spróbowałam ich po raz pierwszy), czyli najpyszniejsza rzecz, jaka istnieje na świecie. Od niedawna można je dostać też w niektórych Biedronkach - leżą w lodówkach obok mlecznych kanapek i innych takich, u nas nazywają się "Pinas". :)

W drodze na...




... Górę Krzyży.
















Wspomniany wyżej chaczkar i Szawle.





Polski akcent w Szawlach. ;)

Muzeum Rowerów.


Jezioro...


... i lis. :D



A na koniec - cmentarz.