wtorek, 31 marca 2015

Maastricht.

Z Maastricht to było tak: chciałam tam pojechać, kiedy zwiedzałam Aachen, ale wtedy nie bardzo się dało, więc wizyta w tym mieście została odłożona na nieokreślone "później". Przypomniało mi się o tym, kiedy planowałam swoją wyprawę do Holandii, więc zadbałam o to, żeby tym razem jednak tam dotrzeć. Nie jestem pewna, czy wyszło to nam na dobre - Maastricht leży bardzo daleko od całej reszty atrakcji w Holandii, więc sporo musiałyśmy dopłacić do przyjemności zwiedzania go. Na dodatek kiedy zaczęłam szukać noclegu na Couchsurfingu, okazało się, że akurat w tym okresie trwa tam karnawał. Już miałam wizję spania na dworcu, ale odezwała się do nas Iwona - Polka mieszkająca w Maastricht - i przyjęła nas do siebie. Spędziłyśmy miły wieczór, wymieniając się doświadczeniami z podróży, a wieczorem wyszłyśmy na karnawałowe piwo, które w Holandii okazało się mniej więcej tej samej wielkości co w Portugalii - czyli maaaalutkie. ;)

 Lot samolotem był tak samo fajny jak zawsze. :D

A tak przywitał nas dworzec kolejowy w Maastricht. Karnawał, rozumiecie. ;)




Impreza dopiero się rozkręcała, wiec sporo jej brakowało do szaleństwa, które zastałam kiedyś w Kolonii. ;)













Piękne kolorowe drzwi to coś, co podobało mi się w Maastricht najbardziej.

















A na koniec - Holandia w skrócie. ;) 

PS. To, czego nie widać na zdjęciach: w Maastricht okropnie trudno jest znaleźć sklep! Nam udało się w końcu na 5 minut przed jego zamknięciem, a następnego dnia miała być niedziela... ;)

wtorek, 10 marca 2015

Katowice.


W Katowicach przywitał nas dworzec autobusowy. Potem wielki remont w środku miasta. Tak więc cóż mogę powiedzieć: to nie było miłe powitanie. Ale wieczorem, po kilku tysiącach kroków zrobionych w tym mieście, kilkudziesięciu perełkach odnalezionych przez przypadek i jedynym w swoim rodzaju odkryciu czarnej ziemi, czuję, że to mogłoby być miasto dla mnie. 

Widziałyśmy Nikiszowiec, Spodek, teren kopalni "Katowice", ul. Mariacką, Galerię Skarbek, mural Aryza i katowicką modernę. Zjadłyśmy w miejscu, gdzie pełen talerz makaronu kosztował 7,50 zł, a capuccino - 2,90 zł. Spałyśmy w Jopi Hostel, bo akurat była promocja i nocleg miał odpowiednią cenę do jakości. Ja polubiłam Katowice, a Alicja - nie bardzo. Na pewno jeszcze tam wrócę, bo dopiero wczoraj odkryłam, że mają kawiarnię stylizowaną na wiedeński Kaffeehaus.
































PS Polecam serdecznie audioprzewodnik po Nikiszu do wypożyczenia w tamtejszym punkcie informacji turystycznej. Jest naprawdę świetny!